BADANIE POZOSTAŁOŚCI POWYSTRZAŁOWYCH (GSR)

Kazimierz

Well-known member
Członek ekipy
Problemy związane z możliwością udzielenia jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy
osoba podejrzana o danie strzału z broni palnej rzeczywiście to zrobiła, są praktycznie
tak stare, jak historia przestępnego wykorzystania tego oręża. Zadanie, które w związku
z tym stanęło przed techniką kryminalistyczną, polega na poszukiwaniu metod służących
do wykazania związku pomiędzy fizyczno-chemicznymi następstwami strzału a osobą
uznaną za strzelca. Już w początku dwudziestego stulecia zwrócono uwagę na metody ana-
lityczne — stwarzające możliwość wykrycia pozostałości powystrzałowych pojawiających
się w momencie strzału wokół broni palnej. Wykrycie ich na podejrzanym w jednoznaczny
sposób świadczyłoby o jego kontakcie z bronią podczas strzału, dając organom ścigania
możliwość postawienia zarzutu.
Pierwsze próby1
opierały się na założeniu, że detonacja substancji wybuchowych zawar-
tych w naboju powoduje wydostawanie się na zewnątrz broni chmury gazów, powstający
zaś w wyniku strzału obłok otacza rękę strzelającego, osadzając na jej powierzchni swe
składniki. Materiał do badań zebrano z całej powierzchni ręki za pomocą tamponów,
a obecność w nich pozostałości powystrzałowych określano, przeprowadzając indykatywne
testy chemiczne. Polegały one na reakcjach barwnych pomiędzy indykatorami (związkami
chemicznymi wchodzącymi w skład testu) i substancjami wchodzącymi w skład materiału
miotającego (prochu). Najpopularniejsze z nich to: test Walkera, test Griessa, test Mar-
shalla. Pozwalały one na wykazanie obecności azotanów i azotynów pochodzących ze
spalonych i częściowo niespalonych cząstek prochu. Procedura badania była długotrwała
i skomplikowana, poza tym żaden z wymienionych testów nie pozwalał na jednoznaczne roz-
strzygnięcie, czy pochodzenie zidentyfikowanych związków ma coś wspólnego ze strzałem.
Przyczyną tego był fakt, że z każdym z indykatorów mogły także reagować: mocz, puder
kosmetyczny, nawozy, farby, lakiery i wiele innych substancji, zupełnie innego pochodzenia
niż po strzale z broni palnej.
Obok wspomnianych niedogodności stosowane testy nie pozwalały także na określenie
rozmieszczenia cząstek na powierzchni ręki. Częściowym rozwiązaniem tego problemu
okazał się test skórny na azotyny, wprowadzony w 1933 r. przez Teodora Gonzaleza z la-
boratorium policyjnego w Mexico City. Test ten, określony jako parafinowy, polegał na od-
modelowaniu grzbietowej powierzchni ręki podejrzanego płynnym woskiem parafinowym.
Po ochłodzeniu i stężeniu wosk zdejmowano razem z pozostałościami powystrzałowymi.
Wewnętrzną powierzchnię uzyskanego modelu spryskiwano następnie odczynnikiem
Lunge’a, co w wypadku występowania pozostałości powystrzałowych dawało intensywne,
niebieskie zabarwienie. Chociaż test ten był źródłem informacji na temat rozmieszczenia
cząstek, to jednak, podobnie jak poprzednie, wykrywał wszelkie azotyny.
Punktem zwrotnym w pracach nad przygotowaniem sposobu udowadniania faktu
strzelania z broni palnej był opisany przez Harrisona i Gilroya w 1959 r. test pozwalający
na identyfikację związków ołowiu, antymonu i baru, wchodzących w skład materiału inicju-
jącego spłonki. Idea tego testu zakładała, że pozostałości powystrzałowe, które pochodzą
ze spłonki, osadzają się na rękach, podobnie jak te, które pochodzą z prochu. Zaletą testu
okazała się jego dosyć duża „swoistość”, zestawienie bowiem antymonu, baru i ołowiu
praktycznie zawsze występuje w spłonce, natomiast jednoczesne występowanie w otoczeniu
człowieka kombinacji tych trzech pierwiastków jest wyjątkowe. Uznano więc, że wykazanie
ich obecności na ręce może wskazywać na strzał z prawdopodobieństwem o wiele więk-
szym niż określenie występowania tam pochodnych prochu. Dużą wadą testu Harrisona
i Gilroya była jego stosunkowo niska wrażliwość, dlatego do określania składników spłonki
zaczęto wykorzystywać coraz bardziej czułe metody instrumentalne. W 1966 r. doniesiono
o zastosowaniu do tego celu neutronowej analizy aktywacyjnej (NAA), w 1972 r. wpro-
wadzono metodę spektroskopii atomowo-absorpcyjnej (AAS), następnie jej modyfikację,
czyli metodę bezpłomieniowej spektroskopii atomowo-absorpcyjnej (FAAS).
Pomimo to wyniki uzyskane każdą z powyższych metod mogły jedynie wskazać w próbce
obecność oraz ilość antymonu, baru lub ołowiu. Chociaż równoczesne występowanie tych
trzech pierwiastków jest rzeczywiście rzadkie, to jednak mogą one pochodzić choćby z zanie-
czyszczeń środowiskowych związanych z wykonywanym zawodem lub na przykład osadzać się
na ręce, każdy z osobna. Samo zidentyfikowanie jednoczesnego istnienia w zabezpieczonym
materiale ołowiu, antymonu i baru pozostawiało więc pole do swobodnej interpretacji
 
Powrót
Góra